wtorek, 16 stycznia 2024

Voidfall - kosmiczny 4X nie dla każdego?

Voidfall

Przez wieki Novarchowie, żelazną ręką rządzili feudalistycznym galaktycznym imperium ludzkości Domineum. W tym czasie wprowadzili do swojej domeny oszałamiające innowacje technologiczne i ten przyspieszony postęp pomógł Domineum dotrzeć do nawet najdalszych zakątków znanej galaktyki. Pojawiły się tam nowe Domy rządzące zewnętrznymi sektorami imperium. Wraz ze wzrostem potęgi Novarchon, rósł też otaczający go kult religijny, głoszący ponure przepowiednie o starożytnej kosmicznej istocie z innego wymiaru: Voidbornie. Wielu uważało, że to tylko mit, ale tak naprawdę to mroczny wpływ Voidborna dał Novarchom wiedzę, która pozwoliła im na szybką ekspansję imperium. Gdy Dom Novarchon i jego zwolennicy powitali Voidborna, ten zainfekował i rozprzestrzenił się, przejmując kontrolę nad wewnętrznymi światami. Teraz nadszedł czas, aby pozostałe Wielkie Domy oczyściły galaktyczne zepsucie, zapobiegły pełnej manifestacji Voidborna w naszym wymiarze i ostatecznie przejęły kontrolę nad światem wewnętrznym.

Tak wygląda zarys fabularny Voidfall, kosmicznego 4X od duetu Nigela Buckle i Dávida Turczi. Autorzy są znani z tytułów wagi cięższej, takich jak m.in. Anachrony, Tekhenu czy Imperium. Dodajmy do tego producenta Mindclash Games (Anachrony, Trickerion) i wiemy, że można spodziewać się solidnego tytułu. Jak jest w rzeczywistości?

Na stole gra prezentuje się fenomenalnie: od wysokiej jakości elementów, kart, kafelków mapy, których jest ogrom, poprzez piękne ilustracje, aż po luksusowe komponenty: modele statków, metalowe tokeny, potrójne planszetki i inne dobrodziejstwa. Wchodzą one w skład Galactic Edition, w którą miałem przyjemność zagrać. Za grafikę i ikonografię odpowiada doświadczony artysta - Ian O’Toole, który ma w swoim dorobku m.in Kanban, On Mars, The Gallerist, Carnegie czy Age of Steam. Muszę pochwalić Voidfall za czytelność - jedna z najlepszych aplikacji tego aspektu w grach planszowych. Jak wspominałem, jest tu przepych komponentów, a mimo tego, szybki rzut oka na ikony sprawia, że możliwe akcje czy funkcje mechaniki są zrozumiałe i intuicyjne.

Celem rozgrywki jest zdobycie jak największej ilości punktów, a sposobów na kręcenie licznika jest kilka. Podboje planet, bitwy z Voidbornami oraz innymi graczami, rozwój, zdobywanie i spełnianie celi. Rozgrywka opiera się na zagrywaniu kart “focusu”, na których mamy dostępne trzy akcje. W swojej turze wykonujemy dwie z nich w dowolnej kolejności, a po wydaniu tokenu wszystkie trzy. Tych kart mamy 9, a liczba tur jest ograniczona i z cyklu na cykl inna. Kluczowym jest krótko i długofalowe planowanie oraz rozegranie całej fazy kart akcji w jak najbardziej optymalny sposób. Wykonywanie tych akcji jest bardzo płynne i cała rozgrywka nie przedłuża się. Jest to ciężka gra (w/g BGG to 4.58/5), a mimo wszystko nie czujemy zmęczenia rozgrywką czy zasadami. Warto wspomnieć o planszy - ta jest rozkładana w/g scenariusza i nie losujemy tu płytek. Pozwala to uniknąć sytuacji, gdzie gracz może mieć od początku pod górkę, a innym trafią się ciekawsze płytki. Dla mnie to zaleta i pozytywnie przekłada się na kolejny składnik gry.

Elementem nieodłącznym 4X jest walka i ta jest tu wyjątkowa. Mamy kilka rodzajów jednostek od korwet i wieżyczek po ogromne dreadnoughty czy lotniskowce. Każda z nich ma unikatowe umiejętności oraz wsparcie z technologii wojennych. Ogromną zaletą Voidfall jest planowanie walk. Ponieważ zrezygnowano z kostek, to tylko od nas (i innych graczy) zależy jak się potoczą walki. Zamiast losowych wyników przebieg bitew zależy od kompozycji floty oraz posiadanych technologii. Jest to moim zdaniem świetna mechanika i wyklucza czynnik losowy z gry. Nie występuje tu również "Huzia na Józia" i wrzucania wszystkiego co mamy do jednego sektora na bitwę. Te rozwiązania zaproponowane przez Buckla oraz Turchiego w Voidfall bardziej przypadły mi do gustu, niż znane dotychczas z innych gier 4X jak Clash of Cultures czy Twilight Imperium opierające się na szczęściu (bądź nie) gracza. Moim zdaniem lepiej to pasuje do zaawansowanych i współczesnych planszówek.
Ponadto jest o co walczyć i z kim! W zależności od scenariusza, plansza może być pełna flot Voidbornów do pokonania. Za oczyszczenie sektora dostajemy żeton chwały, punkty równe wartości na tym żetonie oraz posiadanych już tokenów. Przejmujemy też kontrolę nad sektorem. Ta prosta mechanika zachęca nas do podbojów oraz pilnowania współgraczy. Suma wartości żetonów jest bowiem nagrodą za pokonanie przeciwnika.
Sprawia to, że cały czas trzeba się mieć na baczności. Zaniedbanie “tyłów”, odsłonięcie flanki oraz zbyt szybka ekspansja pozostawia nas podatnym na ataki innych graczy. Ponadto pewne technologie pozwalają na ataki z zaskoczenia i dają przewagę w walce. Pomimo policzalności są emocje, niepewność oraz wyczekiwanie co może zrobić przeciwnik. Jaka karta fazy wyjdzie i zamiesza na okres obecnego cyklu oraz jakie technologie będą aktualnie dostępne. Pod koniec każdego cyklu, następuje też atak Voidbornów na nasz sektor o sile zarażonych pól na planszy naszej frakcji - trzyma nas to w napięciu i wymaga balansowania naszymi zasobami.

 

Gra jest pełna elementów, dzięki którym każda rozgrywka będzie inna. Od wyboru scenariusza (solo, coop, rywalizacyjny), frakcji (podstawowe i zaawansowane o dużej asymetrii), aż po różny rozkład ilości rund, wydarzeń oraz technologii. Frakcje mają planszetki o innych możliwościach oraz bonusach. Każda frakcja ma nawet dwie karty doktryn i na początku rozgrywki gracz wybiera jedną. Te wszystkie wybory oferują asymetryczną rozgrywkę i pozwalają zagrać scenariusz za każdym razem inaczej.


Mam trochę mieszane uczucia co do rozgrywki. Ta wciąga: rozwój, podboje oraz walka dają wiele satysfakcji. Jednak czasami w trakcie gry miałem odczucie "zimnej wojny". Pomimo, że w każdej naszej grze dochodziło do konfliktów oraz bitew między graczami, a sektory przechodziły z rąk do rąk, to jednak w pozostałych regionach rozgrywki, gra sprowadzała się do dłubania na swojej planszetce frakcji. Oprócz podbierania sobie technologii, nie znajdziemy tu wiele interakcji między graczami. Chciałbym, aby było więcej powodów do obserwacji posunięć innych graczy, oraz więcej możliwości wpływania i mieszania w ich poczynaniach.

Grałem w najbardziej wypasioną wersję, z modelami jednostek, metalowymi tokenami oraz innymi bajerami. Z jednej strony można powiedzieć z dumą "tak wyglądają obecne planszówki", bo gra na stole robi ogromne wrażenie. Z drugiej strony, dla siebie wybrałbym podstawową wersję. Przygotowanie rozgrywki z tymi wszystkimi wodotryskami zajmuje 30-45 minut!


Gdzie pozostawia to w ocenie końcowej Voidfall? Moim zdaniem jest to współczesny przykład jak 4X wygląda w wersji planszowej. Od pięknego wykonania, po przemyślanie zaprojektowaną rozgrywkę bogatą w emocje, trudne wybory oraz szerokie możliwości. Gra trwa około 45-60 minut na gracza i przez cały jej czas jesteśmy pochłonięci rozgrywką. Nie znajdziemy tu nudy, a downtime jest znikomy. Dla mnie są to około 3 godziny świetnie spędzone nad planszą i stanowi to złoty środek czasu rozgrywki.

Z każdą kolejną rozgrywką gra nabiera większych rumieńców. Ode mnie Voidfall dostaje mocne 9 w/g skali BGG. To pierwszy 4X który przypadł mi do gustu. Po rozegraniu partii mam pełną satysfakcję z rozgrywki i na twarzy maluje się uśmiech z odbytej właśnie gry. Od razu chcę zagrać ponownie i spróbować innego podejścia oraz sprawdzić jak poszłoby mi z inną strategią.

Czy graliście już w Voidfall? Jaki jest Wasz ulubiony 4X?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz