niedziela, 3 marca 2024

Gra Miesiąca - Luty 2024

 

 

Hej! Nadszedł czas na Grę Miesiąca. Co wzbudzało największe emocje, jaki tytuł malował rumieńce na twarzach? W edycji Luty 2024 do Adama dołączyli Przemek, Karolina, oraz Maciek B ze swoimi nominacjami.

Zapraszamy do artykułu Gra Miesiąca - Luty 2024, gdzie czekają na Was 4 propozycje.


Gra Przemka: Tyrants of the Underdark


 

 
Przez ponad połowę lutego, myślałem, że będę pisał artykuł o Erze Innowacji, natomiast w momencie, w którym zapukał do mnie kurier z tajemniczą paczką, wszystko się zmieniło.
W środku przywitała mnie zamawiana prawie rok temu edycja fanowska gry Tyrants of the Underdark. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał o tej fantastycznej, aczkolwiek słabo wydanej grze - Tyrants of the Underdark jest planszówką typu Area Control osadzoną w świecie znanym i lubianym przez graczy RPG - Dungeons and Dragons. Gracze wcielają się w jednego z mrocznych elfów, a ich celem jest uczynienie ich rodu najbardziej uznanym w Underdark i okolicach. W trakcie gry budujemy talię sługusów i wykorzystujemy ich do osiągnięcia swoich celów. Nieustannie udoskonalamy swój deck, dodając nowe karty, starając się uczynić swoją talię potężniejszą! Na koniec podliczamy punkty z terenów, nad którymi przejęliśmy kontrolę i dodajemy do nich punkty z zakupionych kart.
Co do samej edycji fanowskiej - zawiera ona mnóstwo małych, fanowskich rozszerzeń, piękny drewniany insert wraz z nowym pudełkiem oraz przede wszystkim ulepszone komponenty gry. Myślę, że każdy kto choć raz zagrał w ten tytuł zastanawiał się “O panie… Jak to można było tak…. zepsuć”. Masa średniej jakości kartonu, znaczniki lokacji, punkty zwycięstwa, no i najgorsze - maciupkie znaczniki armii. Ten problem został raz a dobrze rozwiązany w tej edycji. Metalowe, klimatyczne monety. Armia w postaci dużo bardziej praktycznych znaczników 3D - cudo. Wrażenia dopełnia nowa, modularna mapa oraz świetne podstawki na karty.
Od “Tyrantsów” zrobiłem sobie zdecydowanie za długą przerwę i jestem naprawdę wdzięczny osobom odpowiedzialnym za edycję fanowską za przypomnienie mi jak cudowna jest to gra (coś przecież musiało mnie wtedy popchnąć, żeby wydać kupę kasy na tę wypasioną edycję). Od odebrania paczki gra praktycznie nie schodzi z mojego domowego stołu. Zrobiła również dobre wrażenie na organizowanych przez nas spotkaniach w DaGrasso Będzin. Regrywalność, satysfakcja z realizowania swojej taktyki, nieustanna akcja na planszy od początku do końca, mnóstwo interakcji pomiędzy graczami - to wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że Dungeons & Dragons: Tyrants of the Underdark słusznie została moją grą miesiąca Luty 2024. Mogę ją z czystym sercem polecić każdemu - od początkujących, po zaawansowanych planszówkowiczów.
A jeśli jesteście zainteresowani poznaniem tej gry lub dobrze ją znacie i szukacie współgraczy - serdecznie zapraszam na organizowane przez nas spotkania 😀.


Gra Karoliny: Pax Renaissance Druga Edycja


 

 
Gra zwraca na siebie uwagę leżąc na stole, patrząc na nią,  pierwsze skojarzenie jakie mi się nasunęło -- co to, szachy z kartami? Wygląda interesująco, ale też niepozornie, tylko figury, mapa, a wokół niej karty. Ona nie odstrasza wyglądem, wręcz przeciwnie,  przyciąga i zachęca do poznania. Nie ma tutaj kilkudziesięciu pól z dziwnymi niezrozumiałymi ikonami, które mnie zawsze bardzo zniechęcają. Jednak to właśnie karty są sercem tej gry. Szkopuł w tym, aby nauczyć się w jaki sposób działa kilkanaście rodzajów akcji, które są na nich umieszczone, a następnie spoglądając na mapę widzieć jaka akcja będzie w danym momencie najlepsza. Największą trudność jak dla mnie sprawia zapamiętanie które figury biorą udział w danej akcji, nie chodzi tylko o rodzaj, ale też o kolor. Oczywiście trudne jest też przewidywanie ruchów przeciwnika oraz kontrolowanie tego co jest w stanie zrobić. Grając w Paxa czuje się niczym król dywagujący nad mapą jaki wykonać kolejny ruch, żeby wygrać wojnę. I to właśnie za to odczucie najbardziej kocham tę grę (aż chciałoby się odpalić muzykę z Gry o tron ;)). Tutaj naprawdę czuję, że walczę o wpływy. Ponad to Pax zapewnia olbrzymią regrywalność i mnóstwo możliwości. Jest jak rosyjska babeczka, gdzie w każdej kolejnej kryje sie następna. Gra zauroczyła mnie już na etapie poznawania zasad, mimo, że ich tłumaczenie zajmuje jakieś 1,5 godziny i jeśli się ich nie nauczymy na pamięć to podczas rozgrywki będziemy czuć się jakbyśmy błądzili we mgle. Jest dla mnie absolutnie wyjątkowa, uważam, że jest idealna dla dwojga, chociaż zwykle preferuję wtedy gry kooperacyjne. Jest to gra kolos, hard to learn i jeszcze bardziej hard to master. Jedyna jej wada to według mnie właśnie ogrom zasad, które trzeba poznać i zapamiętać, żeby mieć prawdziwą satysfakcję z rozgrywki. Dlatego uważam, że warto grać w stałej ekipie gdyż tłumaczenie jej nowym osobom jest zbyt męczące, nie mówiąc już o tym, że nie będą dla nas wystarczająco dobrymi przeciwnikami. Grając ma się poczucie, że każdy ruch ma znaczenie i tutaj wygrywa, czy przegrywa się nawet o jedną akcję. Przyrównując Paxa do innych gier, one są jak zwykłe restauracje podczas gdy Pax jest jak najbardziej ekskluzywna z nich 🙂


Gra Maćka B: Maracaibo



 
Gry Pana Pifstera znam i cenię sobie bardzo, w zasadzie każdy jego tytuł prędzej czy później ląduje na moim stole. Nie inaczej było z Maracaibo - okazała się być grą miesiąca w lutym tego roku. W zasadzie grę mam już jakiś czas, ponowne jej odkrycie zawdzięczam jednemu z naszych spotkań w Będzinie, na które zaprosiłem graczy. Mimo trudności w tłumaczeniu udało się rozegrać większą część gry i wzrósł apetyt na kolejne rozgrywki. Pechowo, kolejne spotkanie w Kazimierzu, z braku czasu, również nie zakończyło się sukcesem w postaci rozegrania całej partii, dopiero kolejne podejścia na prywatnych spotkaniach pokazały, że się da :).
Mechanicznie Maracaibo to totalnie suche euro polegające na przesuwaniu znacznika po „rondlu”. Wykonujemy poszczególnych akcje związane z polem, na którym wylądujemy, układamy z karty na stole i zdejmujemy znaczniki z planszetki i z planszy głównej. Mechanika podlana jest jednak karaibsko-pirackim sosem - jak dla mnie, zupełnie wystarczającym! To jest naprawdę DOBRA gra!
Pływamy naszym statkiem po Karaibach (rondel), handlujemy z miastami lub wioskami (*) (akcje z pól), zatrudniamy pracowników lub budujemy budynki (karty), rozwijamy nasza łajbę do potężnego okrętu (znaczniki z planszetki) oraz walczymy (znaczniki z planszy).
Czy czuję w tej grze klimat? Tak, czuję! Może dlatego, że lubię gry Pifsetra? Wiem czego się po nich spodziewać, wiem gdzie mam szukać klimatu. A może dlatego, że lubię tematy pirackie? No oczywiście, że lubię!
Komu polecam grę? Zdecydowanie graczom zaawansowanym spodoba się bardziej, niż casualowym. Zasady niby nie są trudne, ot bierzesz pionek, przesuwasz się o określoną ilość pól i wykonujesz akcję odpowiadającą zajętemu polu. Niby proste, ale mnogość mikro zasad potrafi namieszać. Jednak po kilku ruchach większość staje się czytelna. Warto też wspomnieć o dużej regrywalności, kart jest sporo i w setupie zawsze dostajemy coś innego, również plansza może podlegać modyfikacjom. Na uwagę zasługuje też fakt, że gra posiada ciekawy tryb solo oraz tryb fabularny, w którym możemy przeżywać przygody na Karaibach.
Generalnie Maracaibo to gra idealnie pasująca do mojego gustu :) Polecam ją fanom cięższych gier.
UWAGA! Gra jest bardzo “stołożerna” i zarówno setup, jak i składanie jej do pudełka stanowi swoiste wyzwanie :)

ps. Okazuje się, że chyba jestem prawdziwym fanem Pifstera - w kolekcji miałem lub mam obecnie większość jego gier :)

*akcje mogą być:
“miejskie” wykonywane, jak sama nazwa wskazuje, w miastach - polegające na oddaniu zasobu w zamian za ulepszenie statku i wykonaniu akcji bonusowej lub
“wiejskie”, odpowiedni wykonywane w “wioskach”, polegające na pobraniu pieniędzy (dublonów) lub zagraniu karty do tablou

Maciek “max_star”

Gra Adama: Pax Renaissance Druga Edycja

 

 

 
Grę poznałem rok temu i wtedy było to zauroczenie, a może nawet miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzę w takie rzeczy i chciałem poznać ten tytuł lepiej, ale gra nie powróciła na stół przez długi czas. Dzięki wydawnictwu Galakta, gra doczekała się polskiego wydania i nie zwlekając zamówiłem własną kopię. Zagrałem i…. zakochałem się, ale po kolei!
Pax Renaissance zabiera nas do epoki odkryć geograficznych, kupców, wojen oraz politycznych gier. Jako bankierzy wczesnorenesansowej Europy, będziemy zakulisowo pociągać za sznurki i kontrolować m.in. władców, szlaki handlowe, militarne kampanie. To gra o wpływach, walce i bezwzględnej rywalizacji. Tytuł, w którym każda mechanika została stworzona na podstawie historycznych wydarzeń czy postaci, dzięki czemu klimat z niej wylewa się szerokimi strumieniami.
Rozgrywka u podstaw jest prosta. W turze wykonujemy dwie akcje: zakup karty z rynku, zagranie albo sprzedaż karty lub rozpatrzenie akcji z kart zagranych wcześniej. Diabeł tkwi w szczegółach oraz zależnościach między akcjami, lokacjami na mapie oraz portfolio kart graczy. Planujemy swoje akcje na obecną i przyszłe tury, zwracamy uwagę na dostępne karty na rynku i musimy mieć dalszy plan działania w głowie. Rozkład sił mocarstw, szlaków i wpływów graczy na mapie zmienia się nieustannie, więc bierzemy korektę na te cały czas. Często będziemy mieli przed sobą trudne dylematy i wybór mniejszego zła.
To gra dla graczy, którzy cenią sobie interakcję, dużą decyzyjność i regrywalność, niską losowość oraz emocjonującą dynamiczną rozgrywkę. Nie ma tu chwili na nudę, bo cały czas musimy kontrolować rynek kart, poczynania przeciwników i reagować na ich ruchy. Ważyć ich oraz nasze możliwości na zwycięstwo i gdy przyjdzie na to potrzeba - dostosować taktykę i rzucać kłody pod nogi. Ponieważ w Pax Renaissance nie mamy określonej ilości rund i nie gramy na punkty zwycięstwa, tylko na spełnienie 1 z 5 warunków zwycięstwa to zakończenie gry może zaskoczyć. Niektóre rozgrywki mogą trwać 15 minut, a niektóre aż 2 godziny. Pomimo tego, że Pax Renaissance nie jest grą łatwą, to w/g mnie warto w nią wejść, poznawać i eksplorować. Cieszyć się głębią gameplaya i za każdym razem innym przebiegiem gry. Pax odpłaca nam wyjątkową i emocjonującą rozgrywką z nawiązką. 

Zerkam na statystyki lutego i zagrałem w Pax Renaissance 39 razy. W pamięci zapisało mi się wiele momentów z gry, zwrotów akcji, walk o zwycięstwo czy prób odwleczenia porażki. To gra w czystej postaci napisana pod mój gust - zawsze chętnie zagram.  
 
Moją grą miesiąca zostaje Pax Renaissance: Druga Edycja. Polecam!



Tak prezentują się nasze typy na Grę Miesiąca. A co było Waszym numerem 1 w lutym? Chcecie poznać, którąś z opisanych planszówek? Dajcie nam znać - chętnie zabierzemy na nasze planszowe spotkania!

Do zobaczenia przy planszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz